Doświadczać ciszy – Wywiad z Ivanem Sitsko cz.II

O poezji, herbacie i nie tylko rozmawiałam z Ivanem Sitsko – herbaciarzem, prowadzącym projekt ZielonaiCzarna.pl , konsultantem feng shui, fotografem i autorem wierszy, który właśnie opublikował swój debiutancki tomik.

Napisałeś w opisie swojej zbiórki, że jeśli uzbierasz więcej środków, nadmiar przekażesz fundacji, której celem jest zmiana negatywnych wyobrażeń o chorobach psychicznych. Zaciekawiło mnie to. Dlaczego uważasz, że to ważne?

Pracuję w szpitalu psychiatrycznym. Sam doświadczyłem kryzysu psychicznego, dlatego obrałem taką drogę. Raz w tygodniu parzę herbatę dla pacjentów oddziału zamkniętego. Uważam, że ludzie którzy doświadczają kryzysów psychicznych są wyjątkowo wrażliwi, nie są dopasowani do rzeczywistości, a rzeczywistość nie ma dla nich przestrzeni. Świat nie zawsze ich akceptuje. Jeśli nie umiemy czegoś opisać i zrozumieć, często to odrzucamy. Chciałbym, żeby świat podchodził do takich ludzi z większym szacunkiem i wyrozumiałością. Nawiążę do utworu z Prawdziwej Księgi Pustki [Liezi, klasyczny zbiór taoistycznych przypowieści], który opisuje, z czym mierzą się ludzie, którzy chorują:

Feng z księstwa Kim miał syna, w dzieciństwie syn był mądry jednak gdy dorósł zachorował na chorobę zbłądzenia. Słysząc pieśń myślał, że to płacz, patrząc na białe, myślał, że to czarne, kosztując smaczne, myślał, że to zgniłe, próbując słodkie myślał, że gorzkie, robiąc niewłaściwe, myślał, że to odpowiednie. O czymkolwiek tylko pomyślał – Niebie, Ziemi, czterech stronach świata, wodzie, ogniu, zimnie czy gorącu – wszystko rozumiał na opak. Człowiek o nazwisku Yang powiedział ojcu chłopca: szlachetny człowiek z księstwa Lu jest wielce uczony, pewnie uda mu się zażegnać chorobę, dlaczego nie poprosisz go o poradę? Feng udał się do księstwo Lu. Jednak przejeżdżając przez księstwo Czen spotkał Lao Tzu, któremu opowiedział o chorobie syna.
– A skąd wiesz, że syn Twój błądzi? – rzekł Lao Tzu – Dziś ludzie całego świata niepomni są tego, co słuszne a co nieodpowiednie, dlatego brak jest oświeconych. Zbłądzenie jednego człowieka nie przekona całej rodziny, zbłądzenie jednej rodziny nie przekona całej wioski, zbłądzenie jednej wioski nie przekona całego kraju, zbłądzenie całego kraju nie przekona całego świata. Lecz jeśli cały świat bez reszty błądzi, kto ma go przekonać? Przypuśćmy, że umysły ludzi na całym świecie byłby dokładnie takie jak twojego syna, wtedy ty byłbyś błądzącym. Smutek i radość, smród i piękna woń, słuszne i nieodpowiednie – któż może wskazać czym są? A może i moje słowa są tylko błądzeniem? Może Szlachetny Człowiek z Lu błądzi najbardziej ze wszystkich, jak byłby w stanie wyprowadzać z błędu innych? Bierz na plecy swój worek z ziarnem i lepiej szybko wracaj do domu. 

Ta historia jest o tym, że każdy ma prawo do postrzegania świata w swój sposób. W tym jest autentyczność. Herbaciany przykład: jest naczynie sprawiedliwości, do którego przelewamy napar, żeby każdy ze spotykających się osób miał możliwość napić się tej samej herbaty. Ale czy wszyscy poczują te same smaki, czy te słowa, którymi będziemy nazywać ten smak, wyrażą to, co każdy z nas czuje? Gdzie jest prawda? Czy prawda jest w tym, co odczuwamy, czy prawda jest w tym, co przekazujemy słowami? Chciałbym, żeby w świecie herbaciarzy było więcej przestrzeni na indywidualność. Żebyśmy przy herbacie byli sobą. Żeby oceny, czy herbata jest dobra, czy jest odpowiednio zaparzona, było jak najmniej. Ocena może służyć temu, że będziemy się rozwijać. W szkole, jeśli dostaliśmy tróję, to widzieliśmy, że trzeba nauczyć się lepiej, poprawić. Ale jeśli dostawaliśmy piątkę to przecież też była bardzo względna ocena. Kiedyś pomogłem dziecku rozwiązać jakieś zadanie domowe. I ono dostało dwóję, bo nauczycielka nie zaakceptowała sposobu, w jaki było zadanie było rozwiązane. Dla mnie był ważny czas poświęcony zadaniu, wybranie drogi i dojście do celu. Uważam, że ta ocena była niesłuszna. Ocena często blokuje kreatywność.

Myślisz, że szkoła bez ocen byłaby lepszym rozwiązaniem?

Uważam, że cały system nauczania mógłby być trochę inny. Bardziej ludzki, żeby nie było gonitwy za oceną. Żeby rozbudzać ciekawość, wspierać mocne strony uczniów. Nie wszyscy muszą się znać na literaturze czy matematyce. Ktoś, kto w szkole miał średnie oceny wyrasta na bardzo dobrego człowieka. To jakim się jest człowiekiem, nie zależy od oceny. Można mieć dobrą pamięć, wkuwać wszystko i mieć dobre oceny. Bez zrozumienia, bez serca. Czasem tak jest z herbatą, można mieć dużo wiedzy, ale czy trzeba znać całą historię, żeby parzyć herbatę? Czasem te ciekawostki są po to, żeby przykryć coś, co się wydarza tu i teraz. Zagadujemy ciszę, zamiast w niej być. Zamiast jej doświadczać. 

A co jeszcze, oprócz herbaty i poezji, pomaga ci być w tu i teraz?

Samo życie uczy bycia tu i teraz. Kiedyś, gdy robiłem spotkania przy herbacie, miałem ze sobą taki młoteczek do masowania czoła, który dostałem od przyjaciół. Przed spotkaniem uderzałem się tym młoteczkiem w czoło, żeby zrobić pustkę. Kiedy zapominamy to, czego się nauczyliśmy, możemy doświadczać każdej chwili, nie jesteśmy automatyczni. Kiedy w codziennej praktyce, w codziennym życiu popełniamy błędy, to też nas sprowadza do bycia w tu i teraz. Życie pokazuje nam, że jesteśmy nieuważni. Coś nam się sypie i musimy się zatrzymać na chwilę, poświęcić więcej uwagi, żeby to poskładać. Samo życie, obcowanie z przedmiotami, z naturą, z ludźmi. W centrum może być herbata, żeby doświadczyć jej smaku, zapachu, ale spotkanie bez herbaty też może być bardzo w tu i teraz. Szczególnie, jeśli spotykamy się z ludźmi, którzy też starają się żyć świadomie. Na tyle, na ile to możliwe w naszej rzeczywistości. 

Wydaje mi się, że żyjemy w czasach, w których jest nadmiar bodźców i działań, robimy wiele rzeczy naraz, ciągle jesteśmy online. Dla nas bycie w tu i teraz jest szczególnie trudne. Nauczyliśmy się działać na automacie, bo kiedy zrzucamy automat to świat okazuje się tak intensywny, że ciężko jest go przyjmować ze spokojem. Życie na automacie jest zbroją przed naszymi czasami.

Też mam wrażenie, że życie na automacie jest rodzajem ochrony. Żyjemy w takim bąbelku, który jest dla nas czymś oswojonym. Robimy te same rzeczy w kółko, nieświadomie. Jest nam z tym dobrze póki system działa, a świat zewnętrzny nie wytrąca z tej równowagi. Przyzwyczailiśmy się do warunków, w których żyjemy. To można porównać z jechaniem w długą trasę. Samochody mają takie tempomaty, wrzuca się 120 i samochód cały czas jedzie i człowiek już nie musi kontrolować prędkości. W dzisiejszym świecie ludzie nie wiedzą, gdzie jadą. Wszyscy jesteśmy w podróży, a ta podróż jest bardzo szybka. Nie ma ograniczeń liczy się ten, który jedzie szybciej. Porównujemy się z innymi. To odciąga uwagę od tego, co mamy w środku. Od pytania: kim jestem? Zrzucając autopilot czasami możemy nie wytrzymać tej presji świata. Ludzie wrażliwi mogą się spotkać z problemami psychicznymi. To jest moment na zatrzymanie się. Na oddziale zamkniętym w zasadzie nic się nie dzieje.  Wtedy człowiek zostaje w swojej głowie. Powracanie do wyścigu szczurów może być bolesne.  Świat bardzo dużo od nas wymaga. A później sami od siebie zaczynamy wymagać. To blokuje kreatywność. 

Jest jakiś klucz do szczęśliwego życia w harmonii w takim świecie?

Gdybym miał taki klucz… Ja w swoim życiu staram się po prostu doceniać chwilę. Wiem, że każdy moment, każde spotkanie, każde przeżycie jest wyjątkowe.  To co możemy zrobić dziś, być może nie będziemy mogli zrobić tego jutro.  Nie wiemy, czy dożyjemy dzisiejszego wieczoru. Wszyscy żyjemy w złudzeniu, że życie się nie kończy.  Współczesny świat oddala nas od tematu śmierci. Człowiek żyjący wśród natury widział, że drzewa na zimę obumierają, zrzucają liście, kwiaty przekwitają. Wszystko ma swój czas. W naszym świecie tego nie widać. Masz pełny bak, jedziesz, póki paliwo ci się nie skończy, a potem znów tankujesz i jedziesz dalej. Wrzucamy w siebie jedzenie, nie zawsze najlepsze. Herbatę pijemy na szybko, w międzyczasie. Żeby żyć bardziej pełnie trzeba umieć się zatrzymywać. Doświadczać tego, co dzieje się wokół. Mieć refleksje. Warto być prawdziwym. Warto pamiętać kim jesteśmy, bo każde kłamstwo ma konsekwencje. Takim kluczem jest też miłość. Ważne, żeby wszystko robić z miłością. To trochę oklepane słowo, którego używa się, żeby opisać coś na szybko.  A jednak to bardzo głębokie pojęcie i każdy powinien odkryć, co to znaczy dla niego. Są różne rodzaje miłości. Ciekawe, że w języku rosyjskim nie ma różnicy między słowami kochać i lubić. To zależy od kontekstu.

Jak odkryłeś nauki taoizmu i filozofię feng shui?

Z taoizmem spotkałem się jeszcze na Białorusi, kiedy jako nastolatek uczyłem się wushu [chińskie sztuki walki]. Odkrywałem wtedy świat duchowości. Wushu to nie są tylko fizyczne ćwiczenia, ale też ćwiczenia oddechowe i praca z energią.
Taoizm jest filozofią, która jest oparta na obserwacji zasad przyrody i byciu jak najbardziej naturalnym. To, co się kryje pod tym pojęciem, to bardzo obszerny temat do rozważań.  Teksty taoistyczne są dosyć mistyczne, niedosłowne. Ja wielu rzeczy też nie rozumiem. Żyjemy w innym kontekście, niż kiedy były pisane te księgi. Ale część historii do mnie trafia. Taoizm był świadomym wyborem, ponieważ, gdzieś głęboko jest we mnie dążenie do harmonii. Do życia w zgodzie ze sobą i z naturą. Taoizm często przeciwstawia się konfucjanizmowi. Konfucjusz zachęcał, żeby zachowywać się wedle określonych zasad, a Lao Tzu mówił o autentyczności, o byciu w zgodzie ze sobą. Przestrzegał przed zatraceniem się w formułkach. Od nas zależy, jak przeżyjemy to życie. Czasem zasady są pomocne, dają poczucie bezpieczeństwa w skomplikowanym świecie. Łatwo się zatracić w zasadach, w monotonii powtarzania wszystkiego. To może zdarzyć się też podczas spotkania herbacianego.
Feng shui wywodzi się z taoizmu. Ukończyłem Akademię Feng Shui we Wrocławiu. To jest dopiero początek mojej drogi, a to zabawa na całe życie. To sposób na poznawanie świata. Taoizm uczy bycia jak dziecko, które nie ma doświadczenia, ale za każdym razem odkrywa świat na nowo. Feng shui jest też nauką życia w zgodzie z naturą. Według feng shui los człowieka składa się z trzech części: szczęście nieba, szczęście ziemi i szczęście człowieka. Mamy wpływ na Ziemię i na siebie, nie wiemy tylko, co przyniesie nam niebo. Czasem to są chmury i deszcz.

Pochodzisz z Białorusi. Jak na twoje postrzeganie i doświadczanie świata wpływają twoje korzenie i przeprowadzka do innego kraju?

Nie mam polskich korzeni, nie musiałem uciekać z kraju z powodów politycznych, nie przyjechałem też z powodów finansowych. Po prostu tak się potoczyło życie. Na Białorusi skończyłem budownictwo, miałem dyplom z wyróżnieniem i otwarte drzwi do kariery. W tamtym okresie moi rodzice, na zaproszenie przyjaciela, przeprowadzili się do Polski. W życiu często bywa tak, że otwierają się jakieś kolejne drzwi i stajemy przed wyborem, czy skorzystać z tej możliwości. Zmiana może być spowodowana czymś z zewnątrz lub czymś nowym w nas. Przedtem byłem kilka razy w Polsce. Raz w ramach projektu, który dotyczył tańca. Pamiętam jak zaczęliśmy spontanicznie tańczyć w deszczu. To był jeden z momentów, kiedy poczułem się wolny, poczułem, że mogę być sobą.
Na Białorusi czułem się takim trybikiem, czułem presję otoczenia, że nie wolno się wychylać. W Polsce poczułem promyk wolności. Dlatego wybrałem przeprowadzkę. Chciałem odkrywać życie na nowo. Chciałem być poza system, w którym żyłem do tej pory. Polska okazała się dosyć gościnnym krajem. Musiałem nauczyć się języka od zera, musiałem zdobyć pracę, poznawałem nowych ludzi.
Życie na Białorusi przypominało trochę życie w dzieciństwie, kiedy ktoś za nas podejmuje wybory. W Polsce doświadczyłem życia z wyboru, to była moja decyzja, że tu przyjechałem, że zajmuję się herbatą, studiuję feng shui.

Wrosłeś w polski świat herbaty?

Tak, ale myślę, że Białoruś wpływa na to, że jestem herbaciarzem. Na Białorusi kultura idzie ze wschodu. Białoruś czerpie dużo inspiracji z Rosji. W Rosji jest trend duchowości związany ze sztukami Wschodu. W Mińsku są trzy herbaciarnie z prawdziwego zdarzenia, a w Warszawie ciężko znaleźć miejsce, gdzie można doświadczyć parzenia herbaty. Kawiarnie są na każdym rogu, a herbaciarni jest tak mało. Dlatego działamy oddolnie jako Towarzystwo Pełnej Czarki. Spotykamy się na herbatę w parkach, w bibliotece.

Nigdy nie byłem w Chinach. W tym roku byłem pierwszy raz w Wietnamie. Marzę o tym, żeby pojechać do Japonii albo do Chin, żeby znaleźć mistrza i od niego uczyć się o herbaciane. W jednym wierszu o tym wspominam. 

Ciasteczka śledzące!!! Więcej informacji w Polityce prywatności.AkceptujęNie zgadzam się